Słowo wprowadzenia: Przez kilka lat udzielałem się na Filmwebie pod nickiem al_jarid. Między innymi prowadziłem tam bloga (poświęconego, rzecz jasna, tematyce filmowej). Ostatnio Filmweb zdecydował, że starczy tego blogowania i wykosił blogi wszystkim użytkownikom. A jako że włożyłem sporo pracy w niektóre z wpisów, nie pozwolę im odejść w niepamięć - zamiast tego umieszczę je w jakimś nowym miejscu. Na przykład niniejszy blog dobrze się do tego celu nada.
Dzisiaj przytoczę wam mój wpis, który na Filmwebie opublikowałem 14 listopada 2010 roku.
............................................
AVATAR, czyli James Cameron i Al Jarid idą do
kina
Ostrzegam
wszystkich wielbicieli “Avatara” Jamesa Camerona – ta recenzja
będzie krytyczna! Skupi się na wszelakich wadach i mankamentach tej
produkcji. I, co dziwniejsze, wcale nie dlatego, żebym jakoś
wybitnie “Avatara” nie lubił. Dałem mu wszak ocenę 6/10, a to
wcale niemało, zwłaszcza, że zwykle przy wystawianiu not jestem
dość surowy. Film Camerona, jak dla mnie, da się oglądać bez
bólu. Momentami wprawdzie przynudza (głównie w środkowej części),
ale finał jakoś to rekompensuje. Jest to produkcja szalenie
widowiskowa (prawdziwa uczta dla oczu) i dość przyjemna w odbiorze,
tylko że równie szalenie wtórna, nieoryginalna, schematyczna,
szablonowa i płytka. Dobra, jako lekki film do obejrzenia i
pochrupania popcornu, ale po Cameronie spodziewałem się o wiele
więcej. “Avatar” to dobitne świadectwo wypalenia twórczego i
zupełnego, zatrważającego braku pomysłów. Solidnie zrealizowana
opowieść o niczym szczególnym. Techniczna perfekcja (stąd moja
ogólna dość wysoka ocena) + merytoryczna bida z nędzą. Dlatego
czuję lekką irytację, że jest powszechnie uważany za wybitne
osiągnięcie filmowe – rzesze wielbicieli zdają się nie
dostrzegać jego mankamentów, z których największym jest zupełny
brak oryginalności.