piątek, 26 lutego 2021

Z ARCHIWUM FILMWEBU: O gatunkach

Słowo wprowadzenia: Przez kilka lat udzielałem się na Filmwebie pod nickiem al_jarid. Między innymi prowadziłem tam bloga (poświęconego, rzecz jasna, tematyce filmowej). Ostatnio Filmweb zdecydował, że starczy tego blogowania i wykosił blogi wszystkim użytkownikom. A jako że włożyłem sporo pracy w niektóre z wpisów, nie pozwolę im odejść w niepamięć - zamiast tego umieszczę je w jakimś nowym miejscu. Na przykład niniejszy blog dobrze się do tego celu nada.

Dzisiaj przytoczę wam mój wpis, który na Filmwebie opublikowałem 5 lutego 2011 roku. Taak, to już dekada upłynęła, a mam wrażenie, jakbym wrzucał go tam ledwie wczoraj. Wpis traktuje o gatunkach filmów, ale zawarte w nim przemyślenia i wnioski równie dobrze można odnieść do literatury - wszak i tu stosuje się podział gatunkowy.

......................................................

O gatunkach

No dobrze, to blog filmowy, więc wszyscy się oczywiście domyślacie, że nie będzie chodziło o gatunki leśnych grzybów ani wędrownego ptactwa (w tym momencie pewnie wasze zainteresowanie zgasło bezpowrotnie).

Co ciekawe (albo i nie), nie będzie też o filmie "Gatunek" i jego badziewnych kontynuacjach.

No to o czym zamierzam dziś napisać?

Rzecz będzie dotyczyła klasyfikacji gatunkowej filmów, a przede wszystkim tego, że jest ona głupia i to głupia podwójnie - raz, że obowiązująca obecnie klasyfikacja jest do niczego, a dwa, że sama idea dzielenia filmów na gatunki jest do niczego.

piątek, 19 lutego 2021

"MĘŻCZYŹNI, KTÓRZY NIENAWIDZĄ KOBIET" Stiega Larssona

Trylogia „Millennium” Stiega Larssona zapoczątkowała ogromną modę na skandynawskie kryminały. A może się mylę? No dobra, będę szczery - nie mam pojęcia, czy to zdanie jest prawdziwe. Ale w każdym razie odnoszę wrażenie, że przed „Millennium” skandynawskie książki o tematyce kryminalnej nie były u nas aż tak rozchwytywane. Ale może tylko mi się wydaje. Mniejsza z tym.

W każdym razie na pewno żaden ze skandynawskich kryminałów, ani przedtem, ani potem, nie był tak szeroko rozreklamowany i nie spotkał się z tak entuzjastycznym przyjęciem.

Jako że lubię od czasu do czasu łyknąć jakąś dobrą zagadkę kryminalną (to nie tak, że czytam tylko fantastykę, no co wy), sięgnąłem po pierwszą część trylogii Larssona, czyli „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”. I co? Kryminalne arcydzieło? Mistrzowska intryga i niesamowity klimat?

No więc... Nie. W ogóle. Muszę przyznać - i piszę to z całkowitą, stuprocentową szczerością - że książka Larssona to najsłabszy kryminał, jaki czytałem.


No raczej "Pisarze, którzy nienawidzą czytelników"

piątek, 12 lutego 2021

"NAD WEŁNEM" Marii Różańskiej

Z okazji walentynek powinienem zrecenzować jakieś romansidło. Chyba tak to działa.

Ale zaraz, powiecie być może. Walentynki nie są po to, żeby czytać książki. To dzień, który należy spędzać we dwoje. Oglądanie filmu jeszcze ujdzie, ale czytanie książki odpada, bo to coś, co robi się w samotności.

No dobra, a jeśli nie macie drugiej połówki i spędzacie walentynki w pojedynkę? Co w takim wypadku? Po pierwsze: witajcie w klubie. Po drugie: poczytajcie sobie romansidło - dzięki temu przynajmniej na papierze zobaczycie, o co chodzi z tą całą miłością. A teraz już do recenzji.

...................................................................................

Dzieło o dzielnej, dziarskiej dziewiarskiej dziewczynie

Normalnie nie czytam takich rzeczy. W sensie, powieści obyczajowych i romansowych. Poprawka, czasem czytam, ale te stare, dziewiętnastowieczne, bo klimat dawniejszych czasów ma swój urok. Współczesność nie ma uroku, więc obyczajówek i romansideł, których akcja dzieje się współcześnie, po prostu nie tykam. Trzeba mieć zasady, no nie? Ale dla „Nad wełnem” zrobiłem wyjątek.

piątek, 5 lutego 2021

MOJE ULUBIONE: "Przygody Sindbada Żeglarza"

Obawiam się, że jeśli ktokolwiek czyta tego bloga, może odnieść wrażenie, że ze mnie taki miłośnik literatury, który w sumie żadnej literatury nie lubi. No bo co ja tu robię? Głównie jadę po książkach, które mi się nie podobają. Z czego wyłania się taki obraz, że Mazur to zrzęda, co to nigdy niczego nie pochwali, tylko zawsze miesza z błotem dzieła, będące efektem ciężkiej pracy pisarzy.

A prawda jest taka, że po prostu krytykować jest łatwiej. I przyjemniej. Dlatego skupiam się zwykle na tych książkach, które nie przypadły mi do gustu. A także z drugiego istotnego powodu - książki naprawdę dobre trafiają się rzadko, natomiast literackiego chłamu jest cała masa.

Ale żeby nie było, że tylko narzekam, to dla przeciwwagi niniejszym inauguruję na blogu nowy cykl, w którym będę prezentował moje ulubione książki.

........................................

Podczas życia różne książki mógłbym nazwać swoimi ulubionymi. W miarę upływu lat jedne książki zastępują na podium inne. Te, które kiedyś najbardziej się lubiło, muszą zrobić miejsce nowym, które teraz najlepiej trafiają w gust. „Przygody Sindbada Żeglarza” to pierwsza książka w moim czytelniczym życiu, jaką uważałem za swoją ulubioną. I choć obecnie już by się na moim podium może nie znalazła, to nawet po latach chętnie do niej wracam z dużą sympatią.

Z ARCHIWUM FILMWEBU: ZNOWU UKARZĘ WAS W IMIENIU KSIĘŻYCA! I JESZCZE RAZ! I JESZCZE! I JESZCZE! – o kontynuacjach „Sailor Moon”

  Wpis ukazał się na Filmwebie 16 lipca 2010 roku. Zakończenie serialu “Sailor Moon” jest z tego rodzaju, po których kontynuacja wcale nie w...