piątek, 26 lutego 2021

Z ARCHIWUM FILMWEBU: O gatunkach

Słowo wprowadzenia: Przez kilka lat udzielałem się na Filmwebie pod nickiem al_jarid. Między innymi prowadziłem tam bloga (poświęconego, rzecz jasna, tematyce filmowej). Ostatnio Filmweb zdecydował, że starczy tego blogowania i wykosił blogi wszystkim użytkownikom. A jako że włożyłem sporo pracy w niektóre z wpisów, nie pozwolę im odejść w niepamięć - zamiast tego umieszczę je w jakimś nowym miejscu. Na przykład niniejszy blog dobrze się do tego celu nada.

Dzisiaj przytoczę wam mój wpis, który na Filmwebie opublikowałem 5 lutego 2011 roku. Taak, to już dekada upłynęła, a mam wrażenie, jakbym wrzucał go tam ledwie wczoraj. Wpis traktuje o gatunkach filmów, ale zawarte w nim przemyślenia i wnioski równie dobrze można odnieść do literatury - wszak i tu stosuje się podział gatunkowy.

......................................................

O gatunkach

No dobrze, to blog filmowy, więc wszyscy się oczywiście domyślacie, że nie będzie chodziło o gatunki leśnych grzybów ani wędrownego ptactwa (w tym momencie pewnie wasze zainteresowanie zgasło bezpowrotnie).

Co ciekawe (albo i nie), nie będzie też o filmie "Gatunek" i jego badziewnych kontynuacjach.

No to o czym zamierzam dziś napisać?

Rzecz będzie dotyczyła klasyfikacji gatunkowej filmów, a przede wszystkim tego, że jest ona głupia i to głupia podwójnie - raz, że obowiązująca obecnie klasyfikacja jest do niczego, a dwa, że sama idea dzielenia filmów na gatunki jest do niczego.

Ale oczywiście to tylko moje prywatne zdanie w tej kwestii i nikomu go autorytatywnie nie narzucam. Ale mogę się na swoim blogu nim podzielić (bo po pierwsze to mój blog, a po drugie i tak prawie nikt tu nie zagląda, więc małe ryzyko, że moje poglądy na sprawę gatunków kogoś zbulwersują).

Czemu obowiązująca klasyfikacja gatunkowa jest głupia

1. Niekonsekwentne kryteria

Podział gatunkowy jest nielogiczny, bo poszczególne gatunki filmów zostały wyodrębnione na podstawie zupełnie odmiennych, nijak do siebie nie przystających kryteriów. Niektóre na podstawie tematyki (film wojenny, science-fiction), niektóre na podstawie nastroju, jaki mają wywołać u widza (komedia), inne znów na mocy miejsca lub czasu, w którym toczy się ich akcja (historyczny, western). Głupie? Głupie.

Ale to nie wszystko, bo np. gatunek taki jak musical jest definiowany jedynie przez piosenki. Różne filmy poruszające krańcowo odmienną tematykę, zostaną wrzucone do jednego gatunkowego wora, jeśli tylko będą w nich dużo śpiewać.

I to też jeszcze nie wszystko. Wyznacznikiem gatunku, jakim jest film animowany, jest tylko i wyłącznie technika wykonania. Czy widzicie ten bezsens? Tak odmienne filmy jak "Przez ciemne zwierciadło", "Ogień i lód", "Wallace i Gromit: Klątwa królika", "Księżniczka Mononoke", "Kopciuszek" i, dajmy na to, "Madagaskar" mają reprezentować ten sam gatunek?! Tylko z racji techniki wykonania? A przecież każdy z pozostałych filmowych gatunków można nakręcić również w wersji animowanej! I co? Western przestanie być westernem, bo to technika wykonania jest tu nadrzędnym wyznacznikiem gatunkowym? To jakaś jedna wielka bzdura! Jeśli brać pod uwagę technikę wykonania, to powinniśmy mieć dwa gatunki - filmy animowane i aktorskie. Z jakiej racji aktorskie są podzielone na całe mrowie gatunków, a animowane mają stanowić jeden niepodzielny?

2. Idiotyczne gatunki

Niektóre ustanowione typy gatunków są tak głupie, że aż uszy szczypią (przynajmniej ja tak sobie uważam).

Film kostiumowy - co to ma być? W każdym filmie są kostiumy, nie? Czy w kostiumowym pełnią one nadrzędną rolę? W żadnym wypadku. Kto wymyślił taką głupią kategorię?

Bo co? Bo aktorzy występują w kostiumach z innej epoki? Tak samo ma się rzecz w przypadku produkcji o średniowieczu lub starożytności, czemu więc filmem kostiumowym ma być "Rozważna i romantyczna", a nie "Królestwo niebieskie" lub "Gladiator"?

Albo taka komedia karate. Tak, naprawdę wyróżnia się taki gatunek (możecie poszukać w jakiejś gazecie telewizyjnej - zwykle można tam znaleźć coś takiego). Obejmuje się tą kategorią lekkie, niezobowiązujące kino kopane z Hongkongu, a więc... no właśnie, traktujące o kung-fu. No to z jakiej racji komedia karate?! Gdzie wy tam macie karate?!! A w ogóle, to czemu nie po prostu, dajmy na to, film walki?

3. Niektóre typy filmów mają swoje gatunki, a inne nie

Klasyfikuje się filmy niezwykle wybiórczo. Mamy gatunek "western", który przypisuje się filmom ze względu na czas i miejsce akcji, tj. Dziki Zachód. Czemu filmy, których akcja dzieje się na Saharze nie mają swojego własnego gatunku? Albo takie z akcją w dziewiętnastowiecznej Japonii czy w szesnastowiecznej Norwegii?

Czemu istnieje gatunek "wojenny" dla filmów mówiących o wojnie, a nie ma gatunku np. "superbohaterski" dla filmów o superbohaterach, których powstaje (przynajmniej w ostatnim czasie) więcej? Wszystkie filmy o herosach są do siebie podobne, ale dla speców to chyba za mało, by wyodrębnić dla nich nowy gatunek, więc klasyfikacja bywa w tym przypadku wyjątkowo dowolna, przez co zupełnie podobne filmy są poprzydzielane do innych gatunków (a to sf, a to film akcji, a to przygodowy, a to sensacyjny).

Czemu sam pomysł dzielenia filmów na gatunki jest głupi

1. Filmy to nie nauka ścisła

Klasyfikacje są dobre dla dziedzin, w których konkretnie wiemy, na czym dokładnie stoimy i czego się trzymać. Film, jako część sztuki, wypowiedź artystyczna itp. po prostu nie należy do takich dziedzin. Jego odbiór zależy od widza, a nawet od nastroju, w którym ów się akurat znajduje. Z jakiej racji mamy więc stosować do sztuki artystycznej ścisłe kryteria? Nie mamy do czynienia z nauką przyrodniczą, zatem wpychanie na siłę filmów w określone kategorie jest właściwie pozbawione przesłanek, a co za tym idzie - sensu.

No bo, jeśli musical to film, w którym dużo śpiewają, to skąd mam wiedzieć, ile to jest dużo? Czy film z trzema piosenkami to już musical, czy może muszą być co najmniej cztery? Ile humoru musi być w filmie, by zakwalifikować go jako komedię? Czemu "Mexican", "Poznaj mojego tatę", "Totalna magia" albo "Junior" mają być komediami, a "Willow" nie, chociaż jest w nim ilościowo więcej humoru niż w tamtych czterech łącznie? A może to nie o ilość żartów chodzi (wszak "Piraci z Karaibów" niby nie są komedią, choć rzadko zdobywają się na powagę, ale jest nią ponoć "Kochaj albo rzuć", w którym to filmie są raptem może ze trzy zabawne sceny)? Ale w takim razie jakie mają być dokładnie te kryteria? Skoro chcecie wprowadzać dla filmów ścisłą klasyfikację, to również kryteria powinny być ścisłe, zaś tego po prostu nie da się wprowadzić w życie bez popadania w śmieszność.

2. Klasyfikacja narzuca punkt widzenia i uczy myślenia szablonowego

Kiedy do każdego filmu mamy odgórnie przypisany gatunek, to już zanim seans w ogóle się zacznie, obieramy narzucony nam punkt widzenia. Ci, co określają gatunek filmu, tym samym określają też, który jego aspekt ma być dla widza tym najważniejszym, i budują w nas konkretne oczekiwania. Przez to nie odbieramy i nie oceniamy filmu jako całości, lecz skupiamy się na jego cechach gatunkowych. Stąd dobry film możemy odebrać jako nieudany, jeśli nie spełnia poszczególnych cech przypisanych do danego gatunku.

Jeśli w gazecie napisali "film akcji", a tymczasem dostaniemy jakieś głębokie dzieło, skupiające się na psychologii bohaterów, to możemy być zawiedzeni, niezależnie od tego, czy sam film jest dobry czy nie. Jest wiele wybitnych poważnych filmów, ale moglibyśmy nie dostrzec tej ich wybitności, gdybyśmy byli przekonani, że miały to być komedie. Wtedy już nie byłyby głębokie i ambitne, a po prostu nieudane. Filmweb pełen jest komentarzy typu: "I to miał być horror?!" albo "Jak na komedię za mało śmieszne, jak na horror za mało straszne". A może by tak ocenić dane dzieło po prostu jako film?

Pamiętam dobrze, jak swego czasu sam zawiodłem się na filmie "Vabank" Machulskiego i była to wina właśnie powzięcia z góry określonych oczekiwań wynikających z przypisanego doń gatunku. "Vabank" po prostu w ogóle nie jest zabawny, a nie obchodziło mnie wtedy czy film jest dobry sam w sobie. Mówili, że to komedia, więc miało być śmiesznie. Nie było, zatem wniosek był jeden - niewypał.

Od tego czasu jednak wiele się zmieniło i teraz już w ogóle nie interesuję się tym, do jakiego gatunku przypisano dane dzieło kinematografii. Dzięki temu do każdego podchodzę jako do osobnego filmu po prostu, a nie jak do reprezentanta określonej grupy filmów, którego najważniejszą cechą ma być właśnie owa reprezentatywność.

Teraz wiecie, czemu każdy film oceniam po prostu jako film, a podział gatunkowy uważam za szalenie nielogiczny i niekonsekwentny. Sama jego idea prowadzi do wtłaczania filmów w ustalone ramy i w ten sam sposób uczy odbiorcę ograniczoności horyzontów. A to wyrządza krzywdę tak filmom jak i widzom.

Więc gatunkom mówię stanowcze NIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 

(dałbym ciut więcej wykrzykników, ale mógłbym wyjść na fanatyka)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z ARCHIWUM FILMWEBU: ZNOWU UKARZĘ WAS W IMIENIU KSIĘŻYCA! I JESZCZE RAZ! I JESZCZE! I JESZCZE! – o kontynuacjach „Sailor Moon”

  Wpis ukazał się na Filmwebie 16 lipca 2010 roku. Zakończenie serialu “Sailor Moon” jest z tego rodzaju, po których kontynuacja wcale nie w...