Inny
dysonans poznawczy, jaki mam, dotyczy długości życia i szybkości
starzenia w przeszłości. Wszędzie wokół można się dowiedzieć,
jak to niby kiedyś ludzie krótko żyli. Że jak miałeś
trzydziestkę, to już nic tylko trumnę zamawiać.
Siedzę i myślę:
skąd wy, ludzie, bierzecie te dane? A ponieważ zawsze sporo
czytałem, to nigdy mi się one nie zgadzały z tym, co ludzie
dawnych wieków zamieszczali w swojej literaturze.
W Księdze Psalmów (głęboka starożytność!) napisane jest coś takiego:
„Czas naszych dni - to lat siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt”. Siedemdziesiąt-osiemdziesiąt lat? No patrzcie, czyli
wychodzi, że w starożytności długość życia była taka jak
obecnie.
W średniowieczu oczywiście średnia długość życia
rzeczywiście mogła być niższa niż dzisiaj, ale trzeba pamiętać
o wysokiej śmiertelności wśród dzieci oraz o licznych zarazach -
te czynniki zaniżają średnią. Nie daje więc ona rzeczywistego
obrazu, ile człowiek żył, jeżeli udało mu się przeżyć
dzieciństwo i nie padł ofiarą żadnej plagi. Można jednak wysnuć
wniosek, że śmierć z tak zwanych przyczyn naturalnych następuje w
podobnym wieku niezależnie od epoki.
Niemniej w Internecie znaleźć
można całe mrowie popularnonaukowych artykułów, głoszących, że
„kiedyś to się krótko żyło”. Wiele z nich głosi, że w XIX
wieku żyło się zwykle około 40 lat. Artykuły te podkreślają,
jak bardzo się ostatnio poprawiło, jaki postęp medycyny i higieny,
ojej, patrzcie, dożywamy osiemdziesiątki nawet, ludzie
dziewiętnastowieczni to mogliby sobie o tym najwyżej pomarzyć.A
ja znowu oczy przecieram ze zdumienia i zastanawiam się, skąd
autorzy tych artykułów wyciągnęli te 40 lat. W każdym razie
wyłania się z przeróżnych publikacji obraz taki, że 40-latek był
w XIX wieku uważany za człowieka już sędziwego.
A ponieważ
poświęcam tu miejsce poznawczemu dysonansowi, to i tutaj pojawia
się taki dysonans - skoro w XIX wieku 40-latek był starym dziadem,
to czemu literatura z epoki wskazuje na coś zupełnie
przeciwnego?
Jak byłem dzieckiem, a potem nastolatkiem, to uważałem,
że wiek 40+ to późna młodość. Dopiero potem dowiedziałem się,
że nieee, toż to już wiek średni, stajesz się starszym
człowiekiem. To było nieprzyjemne zaskoczenie. I wcale mi się nie
podoba, że tak ten wiek jest postrzegany przez społeczeństwo
(głównie pewnie dlatego, że dla mnie ta czterdziestka jest już na
wyciągnięcie ręki i lada chwila przywali we mnie z całą mocą).
A
dlaczego kiedyś sądziłem, że wiek 40+ to jeszcze młodość? To
wina filmów i książek, jakie czytałem. No bo co, powiecie mi, że
James Bond i Indiana Jones, przeżywający przygody i będący
obiektami westchnień płci przeciwnej, to starsi panowie? Jack
Sparrow to starszy pan? Aragorn, siekący orków na prawo i lewo, to
starszy pan? No dobrze, on akurat był po osiemdziesiątce, ale jako
człowiek z Numenoru starzał się wolniej i grany był przez
43-letniego Viggo Mortensena.
Tyle filmy, a co z literaturą? Ano
właśnie, książki, jakie wtedy czytałem, również wytworzyły we
mnie wyobrażenie czterdziestokilkulatka jako młodego jeszcze
człowieka. A jakie to były książki? Ano, głównie literatura
dziewiętnastowieczna. Co za twist!
Mówi się o tym, że niby
starość i wiek średni przesuwają się w czasie. Że dziś młodość
trwa dłużej. Że kiedyś czterdziestolatek to był już stary
człowiek, nie to co dzisiaj. Tymczasem ja odnoszę wrażenie, że
jest właśnie na odwrót - to właśnie teraz na 40-latków patrzy
się jak na, może nie starych, ale podstarzałych ludzi. To przecież
we współczesnej „Grze o tron” czterdziestolatka jest określona
przez autora jako „stara kobieta”.
W dziewiętnastowiecznej
literaturze nie spotkałem się z czymś takim, choć chce się nam
wmówić, że jak miałeś czterdziestkę, to byłeś już u kresu
życia. Nie takie wyniosłem wrażenie z tych książek, zupełnie
nie takie. Fileas Fogg miał przecież właśnie czterdziestkę,
kiedy odbywał swoją podróż w 80 dni dookoła świata, podczas
której przeżył wiele niesamowitych przygód i znalazł sobie żonę.
Bohaterowie innych powieści Verne'a, „Robura Zdobywcy”, „Dzieci kapitana Granta", „Tajemniczej wyspy", mając po
czterdzieści-czterdzieści pięć lat, również przeżywają przygody i cieszą
się zainteresowaniem kobiet.
Także bohaterami „Wokół księżyca”
są faceci po czterdziestce - optymistyczni, energiczni, żądni
przygód. W ogóle nie wygląda, żeby Verne uważał ich za starych
dziadków. W "Tajemniczej wyspie" i "20 000 mil podmorskiej żeglugi" jest nawet tak, że jak jakiś bohater ma dopiero trzydzieści lat, to pozostali mówią o nim "chłopak". Tak więc wygląda na to, że w XIX wieku ludzie dłużej byli uważani za młodych. Zupełnie inaczej, niż to się nam dziś próbuje wmówić.
W jeszcze innej książce Verne'a, "Tajemnica zamku Karpaty", występuje pasterz Frik.
Nie dba o swój wygląd i przez to jest zapuszczony i wygląda staro, toteż, jak czytamy, „trudno uwierzyć, że ma dopiero sześćdziesiąt pięć lat”.
DOPIERO sześćdziesiąt pięć. Tak pisze autor
dziewiętnastowieczny. Ale dzisiejsi spece oczywiście wiedzą lepiej, że
przecież w dziewiętnastym wieku żyło się do czterdziestki.
Weźmy
teraz tak słynnego literackiego bohatera jak Allan Quatermain,
niezawodny myśliwy o celnym oku z książek Henry'ego R. Haggarda.
Quattermainowi autor poświęcił cały książkowy cykl, a ile lat
ma on w pierwszej (i najbardziej znanej) części, „Kopalniach
króla Salomona”? Pięćdziesiąt pięć. Tak że wiecie, w
dziewiętnastym wieku również pięćdziesiąt pięć lat to jeszcze
nie starość, nie emerytura, ale czas na to, by przeżywać
egzotyczne przygody, szukać skarbów, razić wrogów ze strzelby i
nigdy nie chybiać.
Mam jeszcze jeden argument na to, że w
dziewiętnastym wieku ludzie nie tylko wcale nie starzeli się
szybciej i nie żyli krócej, ale wręcz dłużej byli uważani za
młodych. Oto dzisiaj w społecznym przekonaniu jest tak, że
zasadniczo do trzydziestki powinieneś się ożenić. W XIX wieku
natomiast, według książek z tego okresu, za najlepszy wiek na
ożenek uważano trzydzieści pięć lat. Właśnie trzydzieści kilka lat ma
główny bohater Sienkiewiczowskiej „Rodziny Połaniewskich”,
kiedy stwierdza: „Dobra, wyszalałem się, wyszumiałem, to teraz
jest dobra pora, żeby zacząć (!) rozglądać się za żoną”.
Trzydziestkę piątkę ma Leon, bohater innej powieści
Sienkiewicza („Bez dogmatu”), kiedy jego ciotka podejmuje próby,
by go zeswatać.
Peregrynus Tyss, bohater „Mistrza Pchły” E. T.
A. Hoffmana lat ma trzydzieści sześć i kwestie matrymonialne są w
tej książce opisane tak: „Pan Peregrynus Tyss doszedł już do lat trzydziestu sześciu, czyli osiągnął najlepszy wiek". W dalszej części określany jest też „młodzieńcem". Zatem nie tylko bohater
trzydziestosześcioletni w mentalności dziewiętnastowiecznej jest młodzieńcem, ale
też jest to jakoby wiek najlepszy do ożenku.
Napiszcie mi jeszcze
raz, jak to krótko się żyło w XIX wieku i jak to
czterdziestoletni ludzie byli wtedy uważani za starych. Napiszcie,
wyzywam was!
Oczywiście w oczy może się wam rzucić, że mowa tu
wyłącznie o facetach. Jakoś tak jest w XIX-wiecznej literaturze,
że chłop najlepiej niech się żeni jak ma trzydzieści pięć lat,
ale już jego żona nie powinna mieć więcej niż dwadzieścia pięć.
W związku niewiasta powinna być młoda i tyle. No trudno, drogie
panie, autorzy nie traktowali czterdziestolatek tak łaskawie jak
czterdziestolatków.
Chociaż... Chociaż zaraz, jest przecież
„Polyanna dorasta”. Wprawdzie nie jest to książka z XIX wieku,
ale z 1915 roku, więc i tak już ponad sto lat ma na karku. No i
jest tam pani Carew. Na początku ma lat trzydzieści trzy, ale potem
następuje przeskok czasowy. Skoro Pollyanna ma w pierwszej połowie
książki prawie trzynaście lat, a w drugiej dwadzieścia, no to
pani Carew musi być w tej drugiej połowie już po czterdziestce. No
i autorka bynajmniej nie traktuje jej jak „starszej pani”. Jest wciąż podkreślane, że ma ona śliczną twarz - sama Pollyanna, o połowę
młodsza, zazdrości jej urody. Pani Carew wikła się też w romans.
Zatem sto sześć lat temu czterdziestolatka nie była zbyt stara, by
autorka podarowała jej własny wątek miłosny.
Tak więc powtórzę po raz setny: dzisiejsze
opinie, że sto lat temu żyło się do czterdziestki i że to był
wtedy podeszły wiek, zupełnie nie znajdują odzwierciedlenia w
literaturze z tego okresu.
Dodam też, że dziewiętnastowieczna
mentalność z kart książek tkwi we mnie mocno, tak więc i dla mnie, jak i dla pisarzy z tej epoki, osoby po czterdziestce to wciąż
młodzi ludzie. Jeśli dla was to już osoby w podeszłym wieku, to
coś z wami nie tak. Spróbujcie tym poniżej powiedzieć, że są
starzy! No dalej, nazwijcie ich dziadkami i babciami! (W nawiasach zaznaczone, ile mieli lat w momencie, gdy uwieczniono ich na danym zdjęciu.)
 |
Pierce Brosnan (42 lata) po raz pierwszy jako Bond, James Bond |
 |
Harrison Ford (42 lata) w moim ulubionym "Indianie Jonesie" (tym, gdzie jedzą robaki i wyrywają serca)
|
 |
Viggo Mortensen (43 lata) jako Aragorn (w tle chyba Bieszczady, ale nie jestem pewien) |
 |
Martin Freeman (41 lat) jako Bilbo Baggins, trzecioplanowa postać z Jacksonowskiego "Hobbita" |
 |
Robert Downey Jr. (43 lata) po raz pierwszy jako Człowiek Żelazko |
 |
Johnny Depp (40 lat) po raz pierwszy jako Jack Sparrow |
 |
Tom Cruise (41 lat) jako Nathan Algren w lepszej wersji "Tańczącego z wilkami" i "Avatara"
|
 |
Sam Neill (46 lat) jako Alan Grant w najlepszej części "Jurassic Park" |
 |
Jeff Goldblum (45 lat) w ostatniej części "Jurassic Park", którą da się jeszcze oglądać
|
 |
Nicole Kidman (41 lat) jako Pani Szef w "Australii" |
 |
Famke Janssen (42 lata) jako iksmenka Dżin Grej |
 |
Również Famke Janssen (49 lat) jako zła czarownica, przeciwniczka Jasia i Małgosi |
 |
Isabella Rossellini (46 lat) jako Nimue i Sam Neill (51 lat) jako Merlin w najlepszym filmie fantasy, jaki kiedykolwiek nakręcono |
 |
Jason Statham (51 lat) i Li Bingbing (45 lat) w jakimś filmidle o rekinie |
 |
Monica Belucci (39 lat, więc w sumie się nie łapie, ale zawsze miło popatrzeć) |
 |
Piękna jak zawsze Shu Qi (41 lat) w jakimś chińskim badziewiu |
 |
Sigourney Weaver (50 lat) w "Galaxy Quest" jako ta, która powtarza komunikaty komputera |
 |
Marisa Tomei (55 lat!) jako stara, zgrzybiała ciotka Spider-Mana |
 |
Bruce Boxleitner (co najmniej 45 lat) w "Babylonie 5" |
 |
Chuck Norris (co najmniej 53 lata) jako Strażnik Teksasu |
 |
Jane Seymour (co najmniej 42 lata) jako doktor Quinn |
 |
Geena Davis (39 lat) w bardzo niedocenionym filmie swojego męża - "Wyspie Piratów" |
 |
Geena Davis (40 lat) w bardzo niedocenionym filmie swojego męża - "Długim pocałunku na dobranoc" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz