środa, 9 czerwca 2021

MOJA TWÓRCZOŚĆ: Ostatni rozdział

Okładka to też moje dzieło


Co by się stało, gdyby pisarz powieści fantasy sam żył w świecie fantasy? Cóż, przede wszystkim nie nazywalibyśmy go pisarzem fantasy. Taka właśnie sytuacja jest punktem wyjścia „Ostatniego rozdziału”. Jego bohater, Anir, jest popularnym pisarzem, który  tak się składa – akurat żyje w świecie magii, elfów, krasnoludów, smoków i całej reszty elementów związanych z typową fantastyką. Pisze o bohaterach walczących z potworami, zdobywających skarby, ratujących damy z opresji oraz podejmujących się misji w celu ocalenia świata. Wiedzie wygodne życie... do momentu, aż okazuje się, że sam będzie musiał stanąć na czele wyprawy, by uratować świat. Przyjdzie mu więc sprawdzić swoją wiedzę na ten temat w praktyce – okaże się, że nie wszystko jest takie, jak mu się wydawało, a życiem nie rządzą książkowe reguły.

Napisałem „Ostatni rozdział” piętnaście lat temu. Niby kawał czasu, chociaż w ogóle tego nie czuję.

Jako twórca nie mogę ocenić swego własnego dzieła chłodnym okiem. Raczej nie robi się tak, żeby pisać recenzję swojej własnej książki. Ale spróbujmy. Najpierw plusy.

Tym największym plusem z pewnością jest humor. To może przypaść do gustu niejednemu czytelnikowi, bo prawda jest taka, że jeśli chodzi o fantastykę humorystyczną, nie ma na rynku dużego wyboru. Zwłaszcza, jeśli ma być na poziomie. Jest oczywiście Pratchett i „Świat Dysku” (któremu poświęciłem poprzedni wpis na blogu) – książki naprawdę zabawne, a przy tym niegłupie i nieraz refleksyjne. Nie tylko więc się uśmiejecie, ale i zadumacie nad życiem i śmiercią. Ale poza Pratchettem komediowa fantasy prezentuje się raczej słabo. Często humor jest rubaszny i wulgarny, a nieraz popełnia też inny grzech, kto wie czy nie gorszy – po prostu nie jest śmieszny.

Mam wrażenie, że „Ostatni rozdział” wystrzega się tych pułapek. Na pewno daleko do Pratchetta, ale można się zdrowo uśmiać. Tak twierdzą ci, co czytali. To nie tak, że sam śmieję się z własnych żartów – powołuję się na opinię czytelników.

Humor opiera się tu między innymi na wyśmiewaniu wszechobecnych w fantastyce schematów. Czasem sięga po parodiowanie konkretnych dzieł, głównie „Władcy Pierścieni” i „Conana”, ale częściej dotyczy rozwiązań i motywów, które są w fantasy uniwersalne. Nie tylko w fantasy zresztą, ale i w twórczości przygodowej (czemu na przykład, kiedy przechodzi się po wiszącym moście, zawsze jedna deska się łamie?).

Ale nie tylko potraktowanie schematów z przymrużeniem oka dostarcza okazji do śmiechu. Humor w „Ostatnim rozdziale” w jeszcze większej części bierze się z postaci – ich przywar, dziwactw i wzajemnych relacji.

No właśnie, postacie. Wydaje mi się, że oprócz samego humoru, to właśnie bohaterowie są największym plusem tej książki. Oprócz Anira, zapatrzonego w siebie i przekonanego o swoim pisarskim geniuszu, w wyprawie udział biorą:

Loranne – elfia księżniczka, serdeczna dla każdego, pozytywnie nastawiona do świata i ludzi, że aż przekracza to granice naiwności

Dione  jej przybrana siostra, żyjąca w jej cieniu i przez to zołzowata, zazdrosna, sarkastyczna i zgryźliwa

Yaltarn  barbarzyńca z północy, nieustraszony pogromca potworów, miłośnik wszelkich krwawych rąbanin, marzący o bohaterskiej śmierci

Splin  krasnolud, nie za bystry, ale waleczny, a przy tym bojownik na polu walki z dyskryminacją krasnoludów, nieźle zresztą przewrażliwiony na tym punkcie

Ravona  czarodziejka, nie za dobrze radzi sobie z czarami, ale za to jest biegła w psychologii

Drużyna składa się z kiepsko się ze sobą dogadujących oryginałów, którzy podczas podróży będą musieli przezwyciężyć wzajemne animozje i nauczyć się współpracy. Nawiążą się też romanse.

Kolejną mocną stroną książki są przygody, jakich doświadczają bohaterowie. Nie brakuje starć z potworami, bitew z armiami orków, zwiedzania tajemniczych podziemi, magicznych pojedynków. Pojawi się kilka zwrotów akcji, które, być może, zdołają zaskoczyć niczego nie spodziewającego się czytelnika.

To tyle jeśli chodzi o plusy. A minusy? Oczywiście niechętnie wytykam wady książki, nad którą tyle się napracowałem, ale nie wykluczam, że jest ona za długa. Ma aż 460 stron – nawet jeśli wziąć pod uwagę, że czcionka jest duża, to i tak jest to niemało. Zresztą nie sama objętość jest problemem  w końcu wiele świetnych książek to cegły  ale to, że nie jest ona wystarczająco usprawiedliwiona. Innymi słowy, książka jest bardzo długa bez potrzeby, bo nie opowiada jakiejś złożonej wielowątkowej historii rozpisanej na wiele postaci. To prosta fabuła  postacie idą z punktu A do B, przeżywając po drodze przygody. Wygląda to więc trochę jak „Hobbit” w reżyserii Jacksona  jest rozciągnięte ponad miarę. Za dużo tu scen, która nie są niezbędne dla całości  jak liczne pogawędki przy ognisku.

Całkiem możliwe więc, że „Ostatni rozdział” mógłby być jeszcze lepszy, gdyby go nieco uszczuplić. Na pewno zyskałoby na tym tempo. Ale nie zrobię tego. Byłoby mi szkoda wyrzucać jakąkolwiek scenę. Cóż, jestem po prostu chyba zbyt emocjonalnie związany ze swoim dziełem.

No i to tyle w kwestii „Ostatniego rozdziału”. Jeśli lubicie humorystyczną fantastykę, koniecznie go sprawdźcie. Gdzie można kupić „Ostatni rozdział”? Odpowiadam: nigdzie. Ale można go ściągnąć stąd: https://www.beezar.pl/ksiazki/ostatni-rozdzial. Ile to kosztuje? Ani grosza. Tak jest, udostępniam wam tę książkę całkowicie za darmo. Więc śmiało ściągajcie i czytajcie  jak coś jest gratis, to trzeba przecież korzystać, czyż nie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z ARCHIWUM FILMWEBU: ZNOWU UKARZĘ WAS W IMIENIU KSIĘŻYCA! I JESZCZE RAZ! I JESZCZE! I JESZCZE! – o kontynuacjach „Sailor Moon”

  Wpis ukazał się na Filmwebie 16 lipca 2010 roku. Zakończenie serialu “Sailor Moon” jest z tego rodzaju, po których kontynuacja wcale nie w...